Kiedy przez mój analityczny umysł przepływa sobie na
lichej desce artystka, mam ochotę dużo pisać. Pisać i tworzyć. I chociaż wiem, że
nie powinnam tego robić, bo mam problemy ze składnią, pisownią i ze
spójnością, to nie mogę się powstrzymać.
Najczęściej uda mi się
dany fragment skasować. Tym razem mam ochotę wstawić go na bloga, sprawdzić waszą
reakcję.
Zazwyczaj pisałam
sobie o codzienności, o emocjach, o danym dniu, a tych sprawach, które wydają
się nie mieć znaczenia, a ja postrzegałam w nich drugie dno. Cieszyłam się, z
bycia wrażliwą.
Tym razem jest
inaczej. Tym razem głęboko myślę nad sensem mojej diety. Dlatego właśnie zdecydowałam się wstawić ten fragment na bloga.
Dużo myślę nad
ograniczeniami, jakie sobie nakładam. Czy warto?
Bo może, gdybym zaczęła
jeść, to co inni, poczułabym się szczęśliwsza? Bardziej akceptowana przez
społeczeństwo, a mam z tym trochę problem. Może jedzenie czekolady naprawdę przynosi
szczęście i jest nieodzownym elementem naszego życia, jak przekonują mnie inni… Może to tylko mój umysł mnie ogranicza, bo naczytałam się o szkodliwości zbóż i nabiału - tak twierdzą moi lekarze.
Jednak zawsze
dochodzę do jednego wniosku – że nie, nie warto. Dobrze jest mieć ograniczenia! Wyznaczać
sobie granice, których nigdy nie przekraczamy. Bezwzględnie. Ja czuję się z tym
naprawdę świetnie. Kiedy uświadamiam sobie, że od roku nie jadłam nabiału, nie
jadłam zbóż, cukru, batoników, jogurtów, lodów, ciastek, tortów, pizzy ,chipsów - czuję napływ euforii (gwarantuję, dużo większy niż po ich jednorazowym skonsumowaniu). Przypływ dumy. Szczęścia. Dałam radę. Jestem silna.
Czuję się dobrze. Mogę więcej. Chcę więcej.
A mam sporo
marzeń. Chciałabym zdać certyfikat DELF B2 z francuskiego i to tak na 90%.
Chciałabym mieć certyfikat FCE. Chciałabym zrobić sobie tatuaż, np. czarnego
kruka w kapeluszu. Chciałabym mieć długie i gęste włosy (ok, wystarczy, żeby
przestały wypadać.) Chciałabym jeść tylko eko warzywa i eko mięso. Chciałabym
robić w życiu to co lubię (zawodowo). Chciałabym być dla kogoś inspiracją.
Chciałabym przekonać choć parę osób do jedzenia w stylu paleo. Chciałabym zwiedzić kilka stolic w Europie.
Dzięki temu, że zdołałam
się przemóc, porzucić słodycze, nabiał, odeprzeć wszelkie pokusy, odmawiać
ludziom, pokonać jedzenie kompulsywne, dzięki temu, że 7 tydzień wykonuję
ćwiczenia, które sobie zaplanowałam, dzięki temu, że zamiast wydawać pieniądze
na jedzenie, ciuchy, oszczędziłam na zrobienie sporej ilości badań, wiem, że
potrafię realizować swoje cele. Wymaga to wiele cierpliwości i walki z ludźmi
dookoła. Ale potwierdzam, naprawdę warto…
Trzymanie się ściśle
wytyczonych sobie granic, daję nam sporo motywacji, wielkiego kopa do
realizacji kolejnych celów.
Jeśli czegoś NAPRAWDĘ
PRAGNIEMY, JESTEŚMY W STANIE TO ZROBIĆ.
3 mam za ciebie kciuki:) i mam nadzieje że wszystko, będzie po twoejej myśli:)
OdpowiedzUsuńdziękuję! :)
UsuńDuży podziw za samozaparcie! Naprawdę. Mi tego strasznie brakuje. Wiem, że u mnie dużą rolę odgrywają również inne czynniki które wpływają na to, że ciężko mi z niektórych rzeczy zrezygnować, ale i tak wiem, że mogłabym postarać się bardziej. W domu jestem na godzinę przed snem i dokładnie tyle samo rano. Nie mam od roku czegoś takiego jak weekend, a przez ostatnie pół roku mieszkałam na waleta u znajomych. Tak naprawdę wiem jednak, że mogłabym więcej. Fajnie, że jest ktoś kto podołał i może motywować innych:)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję takiej sytuacji :( Ale mam nadzieję, że będzie tylko lepiej! :)
UsuńJa jestem właśnie na początku nowej drogi - paleo, rezygnacja z nabiału, glutenu, pszenicy (i to po części dzięki twojemu blogowi) i już dopadają mnie wątpliwości...Niby wiem jak zacząć, co zrobić ciągle czytam, a i tak mam wrażenie że wiem za mało i otaczają mnie tylko sklepy ze "złą" żywnością....do tego te wszystkie dolegliwości i tycie zamiast spadku wagi...Cos pewnie robię nie tak ;-/
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za samozaparcie i upór, ja z lodów chyba nigdy nie będę potrafiła zrezygnować....
A jak wygląda Twoja dieta teraz? Z czego jeszcze nie możesz zrezygnować? Nie trzeba wszystkiego robić na raz, najlepiej jest stopniowo ograniczać sobie produkty... U mnie też na początku nie było idealnie... najpierw odstawiłam tylko chleb i makaron z glutenu, potem całą resztę i tak przez 4 miesiące... musiałam sobie kupować chleby bezglutenowe (które mają gorszy skład niż te zwykłe - mnóstwo dodatków) i jadłam dużo ryżu i kaszy, kukurydzy, dużo przetworów z mąki kukurydzianej... a przejście na dietę bez zbóż i nabiału naszło mnie potem jakby z dnia na dzień... przez pierwsze dni było bardzo ciężko, ale teraz jestem już tak przyzwyczajona, że mnie już do nich nie ciągnie, omijam z przyzwyczajenia lodówki z nabiałem. Co nie znaczy, że nie robię zakupów w biedronce czy tesco :) Najgorszy jest chyba pierwszy miesiąc. Mówi się, że potrzeba 21 dni, żeby weszło w nawyk :D
UsuńZrezygnowałam całkowicie z chleba i kupuję ten bez glutenu, ale właśnie ze względu na skład (jest straszny!) postanowiłam upiec własny co skończyło się wywaleniem do kosza ok 20zł....wyszedł zakalec :-( Makaron też zamieniłam na bezglutenowy, mleko odstawiłam bo mam po nim wariacje żołądkowe, piję te bez laktozy, nie jem nabiałau choć uwielbiam.... Najgorsze jest to, że nie mam pomysłów co jeść i jem ciągle to samo....Nie chcę na razie całkiem radykalnie wszystkiego odstawiać do w czerwcu mam konsultacje z MS a podejrzewany, że mam nieszczelne jelita, a czytałam u niej że trzeba najpierw uszczelnić jelita i je wyleczyć dietą eliminacyjną a potem przejść na paleo. Mówisz że w biedroneczce i tesco kupujesz?! Ja mam wrażenie, że nie ma tam nic dla mnie :/
UsuńWiem na pewno, że chcę zmienić dietę i wierze że mi się to uda, ale potrzebuję drogowskazu :-)
A masz Hashimoto, niedoczynnośc tarczycy czy inne problemy hormonalne? Ja mam mnóstwo pomysłów na to co jeść i bardzo chciałabym Ci tą umiejętność przekazać :D - pieczarki, seler, cebula, marchewka, figi, banany, awokado, inne owoce na promocji, mix sałat, marynowane pieczarki, kiełki, smalec, masło ghee na promocji, kabanosy konspol - to, co kupuję w biedronce : ) w tesco: czosnek polski, awokado, jaja z wolnego wybiegu, figi, daktyle, inne owoce i warzywa : )
UsuńWiesz co nie jestem pewna czy mam Hashimoto, muszę dokończyć diagnozę tarczycy (kiedyś pod postem o niej właśnie u Ciebie pisałam o moich wynikach), a objawy mam typowe, ale jak zaznaczyłaś przyczyną mogą być i inne rzeczy. Zobaczymy co "tłusteżycie" powie na konsultacji. Same półprodukty to nie problem, ale nie wiem jak je łączyć w obiady, kolacje ect, ale nauczę się ;-)
UsuńW lipcu minie rok bez glutenu i mleka. Ze zbóż jadam jedynie kaszę jaglaną i gryczaną, dobrze się po nich czuję i raczej ich nie odstawię. Ogólnie taka dieta mi służy, bo mam hashimoto, więc wolę niepotrzebnie nie drażnić układu odpornościowego. O dziwo bez problemu zrezygnowałam z chleba, makaronu, ciastek, ciast, nabiału itd. Myślałam, że będzie gorzej. Wystarczyło, że zakodowałam sobie, że te rzeczy bardzo mi szkodzą i jakoś nie było sprzeciwu ze strony organizmu, kiedy z nich zrezygnowałam ;). Ostatnio rozmawiałam na temat diety z moją przyjaciółką i ona się o mnie martwi, podejrzewa, że mam jakieś zaburzenia odżywiania, bo tyle rzeczy wykluczyłam z diety. Nie pomaga tłumaczenie, że dzięki temu czuję się dużo lepiej i że w ogóle nie obchodzą mnie kalorie, jem ile chcę, a waga spadła. No nic, widać dla niektórych normalniejszy jest brak zasad i ograniczeń, obżeranie się słodyczami, a potem rzucanie się w wir chwilowych diet, bo przecież wyrzuty sumienia dochodzą do głosu. Lepsze od ograniczeń jest ciągłe narzekanie na swój wygląd. Szkoda, że niektórzy nie potrafią zrozumieć tego, że to, co bez najmniejszych problemów można kupić do jedzenia, ma niewiele wspólnego z prawdziwym jedzeniem. Nie uważam, żeby było coś złego w tym, że człowiek kontroluje to, co je. Kiedy jedzenie wymyka się spod kontroli, to wtedy jest problem i moim zdaniem wiele osób ma jakieś zaburzenia odżywiania, zajadają smutki, brak sukcesów, stresy, z tym, że to nie zwraca tak dużej uwagi, bo jedzą, a my wykluczamy pewne produkty, co według niektórych jest bliskie głodzeniu się. Anito, podobnie jak Ty, jestem z siebie dumna, że panuję nad tym, co jem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Marta
Bardzo się cieszę, że są jeszcze takie osoby!! Niestety 100% mojego otoczenia nie ma żadnej kontroli nad tym co je, uważają podobnie co Twoja przyjaciółka, a jak mówię, że tak mi lepiej, albo, że nie mogę nabiału czy glutenu bo mi szkodzi to mi tak bardzo mocno współczują :D I nie ma siły, żeby ich uświadomić, że to oni tracą...
Usuń