sobota, 2 stycznia 2021

20 nowych rzeczy, czyli podsumowanie roku 2020

 Rok 2020? Jak to w moim życiu, każdy rok to ogrom zmian. 

Styczeń to ogromna weryfikacja znajomości, wypad do Włoch, luty to tymczasowa utrata pracy, marzec totalny lockdown, kwiecień to nauka mindfulness i medytacji, natomiast w czerwcu miała miejsce kluczowa przeprowadzka, a wakacje to cotygodniowe podróże na zmianę z pracą... jak to w moim życiu - no działo się!

Co  przyniósł mi 2020?

Pozwolicie, że skupię się tylko i wyłącznie na tym, co POZYTYWNE, bo tak już mam z natury, a wątki bardziej osobiste po prostu pominę.

1. Zakochałam się w ...rolkach.

Oho, marzec, pandemia, totalny lockdown, utrata pracy. Kupiłam sobie na urodziny rolki. Totalnie nie wiedziałam, czy ja potrafię na nich jeździć- owszem, kiedyś takowe posiadałam, ale był to krótki epizod w moim życiu. A tu nagle dały mi wolność i dobre samopoczucie, zapełniły czas. Wysiłek fizyczny zawsze spoko, ale każdy ma inne preferencje, wymagania i podejście do różnego rodzaju sportu. 15km na rowerze? Nie. 15 km na rolkach? No przecież easy!

2. Wróciłam do czytania książek.

(Mama polonistka będzie dumna!) pochłonęłam m.in. książki o mindfulness, medytacji, "Potęga Podświadomości" Josepha Murphy'ego oraz "Inteligencja emocjonalna" Daniela Goleman'a. To właśnie dzięki nim, zrozumiałam swoje postępowanie na przestrzeni lat. Zaburzenia odżywiania o których nie raz pisałam na blogu, chęć podróżowania, problemy z koncentracją, zaburzenia hormonalne? Grzebanie w swoim dzieciństwie, tym, co dawali nam najbliżsi od najmłodszych lat może być jak przesłuchanie: albo bardzo niebezpieczne i na Twoją niekorzyść, albo wręcz przeciwnie - pozwoli Ci się oczyścić ze wszystkich zarzutów. Ja staram się dotrzeć do najgłębszych zakamarków mojego dorastania, wyrażania moich emocji, przyglądam się temu, czym karmię swoję podświadomośc, dzięki czemu dziś nie mam żalu do żadnej osoby z mojej rodziny, bliższego czy dalszego otoczenia. Dzięki Wam jestem TU i TERAZ, taka, a nie inna.

3. A propo psychiki i inteligencji emocjonalnej, to w końcu wyszłam z "konkretnej traumy" (stany lękowe, ataki paniki) po studiach. Ludzie na roku, prowadzący robili wszystko, by te studia nie były proste. Ja nie miałam oczekiwań, że studiowanie chemii na Politechnice będzie łatwe, ale są pewne granice, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie. Okłamywanie, naśmiewanie się, docinki, groźby... Do tego brak zrozumienia przez najbliższych. W listopadzie 2019 zostałam panią mgr inż. i właśnie teraz, po roku nie czuję się już źle na myśl o przebytych studiach. Szkoła przetrwania, szkoła życia. Zarwane noce i ogrom nauki, to było nic w porównaniu do wymuszonych rozmów i współpracy z toksycznymi ludźmi. 

4. Seriale są super! 

Nie mówię, że byłam przeciwna, bo od dziecka pamiętam jak wyczekiwałam kolejnego odcinka "Niani", "Kryminalnych", "Miodowych Lat" (kurła, ktoś pamięta? XD). Na etapie 1 roku studiów zakochałam się w Grze o Tron, Breaking Bad... a teraz przez pandemię była faza na "Uwięzione", "Orange is the New Black", następnie "Outlander", "Ania z Zielonego Wzgórza", "Gambit Królowej", a teraz pochłaniam "Orphan Black". Seriale traktuje jak stan odcięcia umysłu od rzeczywistości. Może i konkretnie medytować nie potrafię, ale taki mindfulness i skupienie uwagi na dobrej produkcji jest na prawdę spoko. Seriale to na prawdę nie jest strata czasu i brak zainteresowań, jak przez pewien czas sądziłam, ale czas dla siebie. #selfcare na pierwszym miejscu no i można się z nich wiele nauczyć. O ile nie spędzacie na nich kilka godzin dziennie i nie macie innych zajęć. Wtedy to definitywnie niszczy mózg.

5. Dieta LOW CARB cały rok! 

Po okresie stricte keto, postanowiłam dać trochę luzu, ale wciąż ograniczać węgle. Boże, jakie to zbawienie! Brak spadków energii i senności, znacznie lepsza koncentracja. Ograniczenie miodu, owoców o wysokim IG, to istne zbawienie dla mojego mózgu.

6. Sprzedawałam swoje ciasta na Targach. 

Pierwsza propozycja to połowa listopada i Targ na Zielonym / facebook przez 5 tygodni z rzędu, następnie Mikołów i Bio Eko Targ Ahh, jak dobrze jest poznać ludzi, którzy doceniają domowe wypieki, bez glutenu, cukru i nabiału. Kiedy opowiadasz, że ciasto jest na mące migdałowej albo kokosowej, słodzone syropem z buraka, na wiejskich jajach, albo wegańskie na agar agar, to nikt nie patrzy na Ciebie z pogardą i nie dziwi go też jego cena. Poznałam ludzi, którzy mają swoje pasje i tworzą piękne rzeczy, bo lubią. Sprawia im to przyjemność i nie oczekują dużo w zamian. Rozmowy z takimi osobami dały mi ogromnego kopa motywacji i energii do dalszego działanie, dzięki! Mam nadzieję, do zobaczenia wkrótce :)

7. Bieganie potrafi wybić mnie na wyższy poziom wibracji. 

A propo medytacji i mindfulness. W końcu doceniłam czas sama ze sobą. Jako jedynaczka, nigdy mi go nie brakowało i tak sobie myślę, że pewnie miało to ogromny wpływ na mój charakter teraz. W tym roku nauczyłam się myślenia o niczym. Nawet, jeśli bardzo mi się nie chce, to wyrobiłam w sobie nawyk, że po prostu ubieram kurtkę, buty i wychodzę. Nawet, jeśli mam przebiec tylko 2-3 km. Samo wyjście z domu, świeże powietrze zmienia moje nastawienie do życia. Bieganie to wolność umysłu i ciała. Pokonywanie własnych granic. Silne nogi dają pewność siebie. Pokonuje hiperwentylacje, która czasem pojawia się w sytuacjach stresowych / czy przy zmianach w pogodzie.

8. Morsowanie i zimno to życie. 

Zaczęło się pod koniec 2019, wciągnęło na 100%. Zimna woda? Ale po co? Na tyle, na ile interesuje się ludzkim ciałem, wpływem temperatury, ciśnienia, miało to dla mnie sens. A jak to ja, musiałam sprawdzić. I rzeczywiście - zimna woda to ogromna dawka energii, zmiany chemiczne w mózgu, kontakt z naturą, kontakt z ludźmi równie szalonymi i ciekawych nowych doświadczeń co ja... Od razu każdy niedzielny poranek zaczęty morsowaniem, nabiera sensu i motywacji do działania! Leniwe niedzielne poranki? To nie dla mnie. Mówią, że "każdy ranek daje szansę na to, by wieczorem móc powiedzieć: to był udany dzień". Zimne prysznice, tzw. "#grounding" czyli chodzenie boso po trawie/ ziemi - nie potrzebowałam żadnych dowodów naukowych, bo czułam i nadal czuję, że to jest to, czego mi brakuje. Kontakt z naturą!


9. Byłam pierwszy raz w Tatrach i Bieszczadach.

Od urodzenia, mieszkam całe życie na Śląsku, a więc znam bardzo dobrze cały Beskid Śląski. Tatry i Bieszczady były dla mnie górami bardzo abstrakcyjnymi. W tym roku udało się się spełnić jedną z długo kiełkujących myśli i wyjechać w Bieszczady. Tatry wyszły chyba bardziej spontanicznie. Choć z górami mam tak jak większość, czyli podczas wspinaczki ból, krew, pot, łzy i cierpienie, to po wszystkim jest "wow, ja chcę jeszcze raz!".

10. Zagrałam w planszówki.

Wiele czynników sprawiło, że zdolności kognitywne, moja pamięć, umiejętność szybkiej analizy i myślenia, trochę zaniedbałam. Mgły mózgowe, insulinooporność i stres na studiach sprawiły, że myślę trochę wolniej. Aczkolwiek jestem na etapie odbudowy moich zajebistych sieci neuronowych, które pozwalały mi na ponadprzeciętne funkcjonowanie we wszechświecie. Planszówki to wciąż temat drażliwy, ale pokonałam swoje lęki no i czasem sobie gram i jest fajnie. 

11. Przeprowadziłam się.

Kto mnie zna, ten wie, że ceniłam sobie mój poprzedni jednoosobowy pokój, niezależny, w centrum miasta. Mieszkałam w nim dobrych parę lat. W 2020 w końcu zmieniłam swoją lokalizację o ...całe dwie klatki. Niby nic, alee kuchnia tylko dla siebie, wanna, balkon, dogodna lokalizacja w centrum miasta.... To był moment w którym pożegnałam życie Anity w małym pokoiku wypełnionym zdjęciami z dalekich podróży, pierwszych autostopów i wazonów z butelek po whisky czy wina. Czas na życie, w którym dominują dobre śniadanka, mnóstwo roślin, wygodne łóżko, pełna lodówka tylko dla siebie (no, prawie :D) no i kominek z lawendowym, pomarańczowym albo eukaliptusowym olejkiem eterycznym. No i wanna - kąpiele z solą morską i olejkiem lawendowym są super. Tak samo jak własna gofrownica.

12. Weszłam na hałdę.

Hałda, czyli góra powstała z odpadek przemysłowych. Pierwszą, na którą weszłam to ta w Tarnowskich Górach, we wrześniu, Hałda Popłuczkowa, wpisana na światową listę UNESCO. A druga, to ta, podobno jedna z najwyższa w Polsce. Hałda w Czerwionce-Leszczynach (325 m.n.p.m.), tworząca tzw. "3 korony". Wydobujące się spod ziemi gazy, nachylenie prawie 90 stopni, widok Elektrowni Rybnik z takiej wysokości no i mojego rodzinnego miasta zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mogłam ją podziwiać niemalże z okna, ponieważ mieszkałam 20 lat jakieś 2,5 km od niej, ale nigdy nie było okazji, by na nią wejść. No i cyk, wrzesień 2020, dwie hałdy zaliczone w przeciągu miesiąca! 

13. Rozwinęłam się kulinarnie.

Nie żebym to robiła odkąd założyłam tego bloga, czyli 8 lat temu... Ale no ten rok był trochę przełomowy. Kilkadziesiąt zrobionych sushi, pierwsze peanut butter ore pie, sernik snicekrs, paleo AIP pizza, keto naleśniki, omlet bez jajek? Praca w gastronomii, układanie lunchlockdownmenu, targi, na których sprzedawałam swoje ciasta, ciasteczka, czekolady, czy przygotowywanie ich na Wasze zamówienie <3 No i pierwszy w życiu sernik, który sama zrobiłam i mogłam go zjeść. Wcześniej było "tfu na nabiał", ale jak od dobrej duszy, p. Ilony dostałam taki domowy swojski, a także syrop z buraka o niskim IG, to upiekłam keto serniczek. Zjadłam na śniadanie. Jest super prosty i super pyszny. Moja wersja to taka z borówkami, bo owoce w cieście są jak ciepły i ciągnący się ser na pizzy. Czyli super zajebiste.

14. Podróże.

A no były, bo jak to ja bez podróży?! Co prawda za granicą byłam tylko 3 razy, w tym dwa razy w Czechach, czyli ok 1h od domu. Aczkolwiek pierwsza podróż była bardzo spoko. Tanie loty & wolne 3 dni? Lecę! Ostatnie dni przed pandemią, udało nam się odwiedzić...Włochy! Bolonia, Rimini, a także  San Marino - tradycyjnie po kosztach, czyli noclegi po znajomości /  CouchSurfing. Wejście do morza adriatyckiego w styczniu? Wieczór z lokalsami w Bolonii? Odwiedzenie enklawy San Marino? Degustacja lokalnych włoskich win i nocleg w przepięknej Ravennie? Checked!

W tym roku, udało mi się także odwiedzić: Poznań, piękne lubuskie (Międzyrzecz), Gdańsk, Gdynie, Sopot, Elbląg, Warszawę, Tarnowskie Góry (no co, fajne miasto!), Wetlinę (Bieszczady), Sanok, Zakopane...i pewnie coś pominęłam :D

15. Pracowałam miesiąc w korpo.

Gospodarka leży i kwiczy, ale coś z sobą zrobić trzeba. Siedzenie w domu, seriale, książki są spoko. Ale potrzeba czasem zarobić. Nie było wiele możliwości. Nawet korepetycje odpadły, bo on line średnio mi pasowały (źle się czuję mówiąc do mikrofonu), a stacjonarnie większość miała obawy. Wybrałam dosyć sporą korporację. Czy żałuję? Oczywiście, że nie! Jak można czegoś w życiu żałować. to... niczego :D Poznani ludzie, ich nastawienie, intencje, ból, kiedy odeszłam, bo przecież tak fajnie się pracowało razem... Zawsze wiedziałam, że korpo nie jest dla mnie, ale podobno wszystkiego trzeba w życiu spróbować ;)

16. Zrobiłam #AIP_paleo_challenge!

Stworzyłam grupę, zebrałam ludzi i opublikowałam cykl przepisów, zgodnych z dietą AIP. Link do grupy - [link] - wciąż można dołączyć! Link do wydarzenia - [link] Jej, nie wiedziałam, że jest takie zainteresowanie tą dietą! A jakie to wyzwanie - bez pomidorów, zbóż, nabiału, psiankowatych, strączków, jajek... niezłe pobudzenie kreatywnośc w kuchni. A ile przepysznych rzeczy można stworzyć. Burger? Pizza, tortilla, naleśniki bez zbóż, jajek, sera? Jak się okazuje - no problem!

17. Kawa.

Ostatnią kawę jaką pamiętam, wypiłam przed egzaminem z Chemical Technology, czyli na 3 roku studiów. Musiałam wtedy zarywać nocki, aby zdać na kolejny semestr. I wtedy właśnie poczułam, że to koniec z kawą. Nie dawała mi już takiego energetycznego kopa, powodowała, że serce przyspiesza, oddycha mi się gorzej no i jakoś tak nie mam apetytu po niej i chyba trochę mi niedobrze. A więc od 5 lat nie  wypiłam kawy. Sporadycznie po łyku, bo uwielbiam jej zapach, ale miałam do niej jakiś wstręt. Aż w końcu zakupiłam kawę prażoną nie paloną. Wypiłam 1 kubek, drugiego dnia drugi... no i spoko. Żadnych negatywnych reakcji, a jakie to pyszne. A to nie koniec z kawą. Praca w bardzo fajnym bistro, pandemia, lockdown'y... no i stało się. Było wyzwanie, bo potrzebny był ktoś na stanowisko baristy. Z tak samo ogromną chęcią jak i strachem przejęłam tymczasowo i tą funkcję. Nauczyłam się też parzyć kawę z ekspresu w kawiarni, rozróżniać jej wszystkie rodzaje, zagłębić w tajniki dobrego dripa czy dobrze spienionego mleka - nie tylko krowiego ale i roślinnego.

18. Przestałam się codziennie malować.

Mówią, że makijaż to oznaka braku akceptacji siebie. Może i coś w tym jest. Jak dla mnie to wypadkowa nawyku, pewności siebie, ale też sztuka wyrażania siebie. Podkreślanie, brwi, rzęs, ust to nie tylko "przykrywka". To przyjemna czynność, a nie mus. I tak się zaczęło w liceum, bo lubiłam kombinować ze swoim image'm. Sznurowane botki na koturnie, białe rajstopy, czarny płaszcz, długie rude włosy i mocna kreska eyeline'erem. Czułam się ze sobą bardzo dobrze. Potem weszły sukienki, kwiaty, wianki. Rzeczywiście, przed obcymi osobami ciężko mi było pokazać się taka #nude, co nie świadczy dobrze o moim poczuciu wartości. Kto mnie zna, ten wie, że przed ok 6 lat swojego życia wychodziłam z domu tylko z kreską z eyeliner'em. Pomimo opadającej powieki, ale to już szczegół. Mnóstwo wyjazdów, na których rano trzeba było wstać i przemówić do ludzi bez make up'u, sprawiły, że nie mam już z tym problemu. Może to też i ten wiek, trochę lenistwo, ale obecnie mogę się nie malować przez parę dni. Dalej bardzo dobrze czuję się w makijażu, ale czuję się w nim tak samo jak bez niego. To dla mnie ogromny postęp i nowość w 2020.

19. Kupiłam sobie rower.

Jako dziecko na rower wyciągała mnie mama. Jeździliśmy ze znajomymi po wszelkich możliwych trasach rowerowych wokół Rybnika i mojego miasta rodzinnego. Rower stanowił główną atrakcję wakacyjną. Dlatego też po przeprowadzce na studia, szybko przywiozłam go do siebie. Jeździłam nim codziennie albo na korepetycje, których udzielałam, albo w ramach relaksu tak sobie hasałam po gliwickich parkach. Do czasu, gdy mi go ...ukradli. Zostałam bez roweru. Dzięki wspomnianej powyżej pracy w korpo nabyłam sobie nowy. Każda aktywność fizyczna, każda czynność, którą przypominam i uczę się jej na nowo sprawia, że mój mózg się cieszy. Tak było i tym razem. 


20. Długo zastanawiałam się nad ostatnim punktem. Wahałam się między relacjami z innymi, a sporo zaszło takowych zmian w minionym roku, poprzez pierwszą grę w Just Dance (Anita o 1. w nocy "nie będziecie mi mówić, jak się mam ruszać!!! przecież to ośmieszanie się przy wszystkich", 1h później "oo jest Diamonds Rihanny, chcę!), ale ostatecznie stanęło na... uwierzenie w potęgę podświadomości. Jako zagorzała chemiczka, mgr inż. chemii, w pełni oddana badaniom i nauce, pokochałam fizykę kwantową. Potęga podświadomości to na prawdę klucz do szczęścia. To niesamowite, jak naszymi myślami możemy kierować naszym życiem. Od zawsze wierzyłam, że jestem Panią swojego losu, jednak cierpiałam z powodu negatywnych ludzi wokół mnie, bo wszystkim chciałam pomóc. Teraz nie cierpię. Przyciągnęłam do siebie wystarczającą ilość świetnych ludzi, by móc osiągać stan szczęścia. I to się dzieje każdego dnia. Prawo przyciągania. Co więcej. Moje szczęście nie zależy już od innych ludzi. Zależy tylko ode mnie. I tą chyba najbardziej kluczową dla mnie myślą kończę ostatni punkt.

Dajcie koniecznie znać, co Wam przyniósł 2020? Apeluję o te "pozytywne" :D

__________

Korzystając z okazji - wszystkim, którzy dotrwali do końca chciałabym życzyć pięknego roku 2021. Oby był pełny wolności, miłości, akceptacji, radości, uśmiechu, wsparcia od najbliższych, pozytywnych zmian no i nowych rzeczy, przełamywania własnych granic.<3

Chciałabym także podziękować wszystkim moim znajomym za ten rok. Mojej mamie i babci, za to kim jestem. Bez Was nie byłabym tym, kim jestem. Siłę i odporność psychiczną mamy chyba w genach. Mojemu chłopakowi za ogrom pozytywnej energii i miłości, które wnosi każdego dnia do mojego życia. Wszystkim znajomym za różne dziwne rozmowy, a bardziej może rozkminy o życiu, zmianie pracy, wszystkie wyjścia na bieganie, spacer, rolki. Wspólne spacery w górach. Ekipie #zacnemorsiki za wspólne przełamywanie własnych granic, razem jakby cieplej w tej wodzie!. A także przypadkowo (choć twierdzę, że nic się nie dzieje bez przyczyny) poznanym ludziom, którzy wsparli mnie dobrym słowem, gestem. Za pomoc przy ciastach, zdjęciach. Za okazaną wdzięczność.

Niech się dzieje, niech się spełnia <3

_____
Podobne posty:

[podsumowanie 2017]

[podsumowanie 2018]

[podsumowanie 2019]

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

TOP